czwartek, 29 września 2011

chemia

Wczoraj Mama rozpoczęła chemię. W końcu po długiej walce z pseudonkologami różnej maści trafiła na LE-KA-RZA. 
A to za sprawą Joanny - Chustki:) Joasiu dziękuję. Może kiedyś przeczytasz.

Jest taka dzielna. Moja maleńka, chudziutka Miłość. Pod pretekstem porównania starych włosów z nowymi poprosiłam dziś żeby zbierała dla mnie te obecne prawie nieobecne.Do pudełka. Kiedyś zaniosę je do rzemieślnika i poproszę żeby oprawił w srebro, a potem zawieszę na szyi. Na zawsze. Taka bliskość na potem i na zawsze.
Boże, tak bardzo pragnę żeby żyła...
Jeszcze trochę - dzień, tydzień, miesiąc byle jeszcze nie teraz.
Kilka dni temu powiedziała, że chciałby pożyć jeszcze chociaż rok. Jeden rok życia chwila, która mija niepostrzeżenie dla człowieka zdrowego. Wobec raka żołądka wieczność cała. Teraz myślę o naszych wszystkich wspólnych latach. Najbardziej boję się tego, że kiedy odjedzie nie opowie mi o rzeczach, których nie pamiętam jako dziecko. O tym jak nazywałam świat. Pamiętam jak zawsze rano Mama sadzała mnie na "Frani" w łazience i "robiła" włosy. Piękne, jasne pukle. Pamiętam też szyszki z solą do kąpieli o zapachu leśnym i szampan "Bambino". I wałki Mamy w pomiętym, wysłużonym, plastikowym worku. Teraz to takie ważne. Zapach tamtych lat.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz